0

Koszyk

Gdyby tak przyspieszyć? Gdyby tak zwolnić? Może to już? A może jeszcze nie?
Wczoraj, dzisiaj, jutro… Wcześniej, później, teraz…
Jesteśmy zanurzeni w czasie. Jesteśmy poddani jego upływowi.

A jednocześnie czas jest jakoś zanurzony w nas. To znaczy… kulturowe i społeczne wzorce temporalne są w nas. Pewne reguły, normy, mechanizmy, które współkształtują nasze doświadczanie czasu. Uczą, co o nim myśleć, co mówić, w jakim tempie i w jakiej kolejności działać, na co jest odpowiednia pora… No właśnie.

Dla nas to pora, by dokładniej przyjrzeć się relacji współczesnego człowieka z czasem – i tym samym wprowadzić Was w klimat wydanego właśnie zestawu kart.
Tekst jest dość obszerny. Dajcie sobie na niego czas: czytajcie fragmenty, które Was w danym momencie interesują, wracajcie do pozostałych w dogodnej chwili 😊

Czas płynie…

Pozwól, że zaczniemy od ćwiczenia. Czy, i do czego go potrzebujesz, okaże się dopiero, jak je zrobisz. Proszę Cię więc o otwartość głowy i pełne zanurzenie: Wyobraź sobie, że codziennie rano pod Twój dom przylatuje wróbel. Siada na zewnętrznym parapecie, balustradzie balkonu, pobliskim murku albo ulicznej lampie. W każdym razie, dobrze widzi Twoje okno i może Cię przez nie oglądać. Robi to z zaciekawieniem, przez cały dzień. Co dostrzega? Widzi, że na co przeznaczasz czas?

Niektórzy z nas, a być może akurat Ty jesteś jedną z takich osób, potrzebują zatrzymania w codziennej zajętości i obejrzenia swojego życia. Potrzebują złapania zewnętrznego punktu widzenia, takiego właśnie, jaki daje to ćwiczenie. Potrzebują przypomnienia sobie, że czas naszego życia jest ograniczony i sprawdzenia czy to, na co z automatu przeznaczają czas, jest dla nich naprawdę ważne. Potrzebują przyjrzenia się, co robią na co dzień z tym cennym, bo skończonym „zasobem”. Często dochodzą wtedy do wniosku, że ich życie wymaga zmian.

Inni z nas, i być może ten opis będzie Ci bliższy, mają dobrze zakorzenioną świadomość przemijania. Towarzyszy ona ich codziennym wyborom dotyczącym tego, na co przeznaczają czas. Takie osoby często szukają w życiu przeżyć, które dadzą im pewność, że „dobrze spędzają swój czas”. Co jednak oznacza „dobrze”? Rzadko odpowiadamy sobie na to pytanie. Jeśli przy słowie „dobrze” dopisujesz ideały, duże cele w stylu „zmienić świat”, wysoko zawieszasz poprzeczkę. Mało które działanie będzie dawało Ci poczucie spełnienia. Stąd już blisko do wyrzucania sobie „marnowania czasu” (czego dziś często wręcz obsesyjnie próbujemy unikać) oraz do uwijania się w pośpiechu, by tylko nie przegapić kolejnych szans i skorzystać z możliwie wielu opcji, jakie oferuje świat.

… szybko!

Dwie powyższe charakterystyki nie wyczerpują oczywiście wszystkich możliwości. Mamy bardzo różnie, jeśli chodzi o świadomość czasu: konfrontowanie się z jego upływem i organizowanie siebie w nim. Za to wspólnym aspektem naszego doświadczania czasu jest przyspieszenie. To charakterystyka obecnej epoki. Zgodzisz się? W Twoim i moim subiektywnym odbiorze, przyspieszenie występuje często pod postacią poczucia presji czasu i braku czasu[1]. Inaczej: jeśli towarzyszy Ci pośpiech, być może właśnie dlatego, że podświadomie ciągle próbujesz przyspieszać. Więcej piszę o tych zagadnieniach w osobnym tekście. Tu powiem tylko, że przyspieszenie ma swoje konsekwencje. Jedną z nich jest unieważnianie teraźniejszości.

Przyspieszenie prowadzi do tego, że trudniej nam doświadczać obecnego momentu. Będąc w pośpiechu, po prostu nie mamy szans zauważyć naszego „tu i teraz” oraz tego, ile się w nim dzieje; goniąc za wrażeniami i wypełnianiem życia doświadczeniami, nie doceniamy też „zwyczajnej” teraźniejszości, a dodatkowobędąc przemęczonymi dotychczasową intensywnością bodźców, nie mamy sił, by w ogóle zainteresować się aktualnym momentem. Zakładam, że to dlatego trening uważności cieszy się dziś taką popularnością. Zatrzymuje nas. Uczy, jak nawiązywać kontakt z obecną chwilą. Jeśli jeszcze nie jesteś przekonany/a do mindfulnessu, o zaletach tego podejścia przeczytasz tu. Tymczasem, sprawdź: jak często zdarza Ci się być obecnym/ą oraz świadomie doświadczać tu i teraz?

Inaczej sprawa wygląda z przyszłością. To perspektywa, w jakiej jesteśmy obecni dość często[2].

Przyszłość

Wyróżniamy się na tle innych gatunków na Ziemi tym, że potrafimy odbywać mentalne podróże w czasie. Jednocześnie… nie opanowaliśmy jeszcze tej sztuki. Z ewolucyjnego punktu widzenia, „umiejętność myślenia o przyszłości to dla nas coś nowego i coś, w czym nie jesteśmy za dobrzy”[3]. Co potrafimy w tym obszarze, a czego nie?

Zacznijmy od tego, co nam wychodzi. Potrafimy wyobrażać sobie, co może nas spotkać i w efekcie mamy szansę z wyprzedzeniem podejmować stosowne działania. Możemy w ten sposób zwiększać prawdopodobieństwo zarówno unikania nieszczęść, jak i przeżywania pozytywnych emocji. Co się może wydarzyć, jeśli będziesz spacerować nocą po okolicy, która ma złą reputację? A co możesz zaplanować na jutro, by spotkała Cię jakaś przyjemność? Myślenie o przyszłości może dobrze przygotować Cię do nadchodzących zmian.

Co więcej, nie musimy ograniczać się do wyobrażania sobie pojedynczych i czekających w najbliższej przyszłości wydarzeń, a możemy projektować całe scenariusze przyszłości. To aktualnie zdobywający popularność temat, wymagający od nas całkowitej zmiany myślenia. Jeśli Was interesuje, wpiszcie w wyszukiwarkę „future thinking”. Pod tym hasłem-parasolem skupiają się różne gałęzie nauki i działania w obszarze mentalnych podróży do przyszłości oraz systemowych zmian na ich rzecz.

Ale to jeszcze nie wszystko! Poszerzając w głowie horyzont czasowy o 10, 50, 100, a nawet 1000 lat, zyskujemy szansę, by dbać nie tylko o siebie, lecz także o kolejne pokolenia. Postawę dbania o odległą – nie tylko własną – przyszłość, nazywamy longtermismem

Myślenie o przyszłości ma jednak w naszym wydaniu pole do poprawy. Trudności pojawiają się przynajmniej w trzech sytuacjach. Po pierwsze, kiedy wyobrażając sobie przyszłość, wizualizujemy tylko czekające nas zagrożenia, niepowodzenia i trudności. Nasz umysł często automatycznie skupia się na dostrzeganiu negatywów i robi to po to, by nas przed nimi chronić. Jednocześnie może w ten sposób niepotrzebnie eskalować lęki i niepokoje.

Drugi problematyczny aspekt naszych mentalnych podróży do przyszłości polega na tym, że często wyobrażamy sobie mglisty zarys zdarzeń, zamiast konkretnego ich przebiegu. Gdybyśmy doprecyzowali scenariusz, jawiący nam się w głowie, mielibyśmy jasność, jak się na niego przygotować. Zyskalibyśmy wytyczne, co zrobić, by zwiększyć prawdopodobieństwo realizacji scenariusza możliwie dla nas korzystnego.

Po trzecie, nasze myślenie o przyszłości wymaga korekty, kiedy staje się dominujące. Mam wrażenie, że współczesna kultura, szczególnie korporacyjna (ale nie tylko!), mocno wzmacnia przyszłościową orientację: na plany, dążenia, aspiracje. Przyjmując ją, zaczynamy instrumentalnie traktować czas – każdy obecny moment jest dla nas wyłącznie środkiem do przyszłego celu. Oceniamy czas jednowymiarowo: przez pryzmat tego, czy posłużył osiąganiu spodziewanych rezultatów i czy produktywnie go wykorzystaliśmy. Przyjęcie takiej zawężonej perspektywy, nie służy naszemu zdrowiu psychicznemu.

Wychodzi więc na to, że mentalne podróże w czasie, to niesamowita i szczególnie przydatna kompetencja naszego gatunku. Ale by świadomie jej używać, potrzebujemy jeszcze treningu.

Łap balans temporalny

Z ostatnim akapitem zgodziliby się psychologowie. Wskazują oni, że dla Twojego i mojego dobrostanu psychicznego, ważne jest praktykowanie balansu temporalnego[4]. Oznacza to, że zamiast tendencyjnego, odruchowego bycia głową tylko w jednym z wymiarów: przeszłości, teraźniejszości lub przyszłości, powinniśmy szukać między nimi równowagi. Powinniśmy ćwiczyć się w dostępie do naszego „wczoraj”, „dziś”, „jutra”. Chodzi o to, byśmy umieli wybierać perspektywę czasową, w jakiej przebywamy głową, adekwatnie do sytuacji. Przykład?

Przed spotkaniem podsumowującym projekt w pracy pewnie adekwatne będzie zaglądnięcie w przeszłość: przejrzenie notatek, dokumentów związanych z zamkniętym właśnie projektem –  analiza jego założeń, sukcesów i błędów. Ale w trakcie zebrania, warto pamiętać, by nie utykać w analizie wniosków, rozdrapując rany czy szukających winnych za niepowodzenia, a przenieść uwagę na przyszłość: zamierzenia, cele, kolejne kroki, szanse. Za to po zakończeniu spotkania, zamiast biec od razu do zadań, warto ugruntować się w teraźniejszości: zrobić moment przerwy – wspólnie wypić kawę, porozciągać ciało, złapać oddech i pozachwycać się np. ładnym widokiem za oknem.

„mój czas” (nie istnieje i) jest polityczny

Trzymając się powyższego przykładu: wiemy, kiedy stawić się na spotkanie w pracy, ponieważ mamy wspólne punkty odniesienia w postaci kalendarzy i zegarków mierzących czas. Porządkują one rzeczywistość, regulują globalne, masowe i indywidualne działania. Dzięki nim: koordynujemy podróże, z sukcesem robimy zakupy w godzinach otwarcia sklepów, odwiedzamy się na święta, umawiamy wizytę u lekarza itp..

To, co i kiedy możemy zrobić, jest regulowane przez temporalne normy (choćby powyżej wspominane godziny otwarcia, pory świąt itp.) ustalone w ramach danego społeczeństwa. Jako jednostki, podporządkowujemy się czasowym zwyczajom i praktykom grupy, do jakiej przynależymy. Jeśli weźmiemy pod uwagę tę zależność, będziemy musieli przyznać, że właściwie nie ma czegoś takiego jak „mój czas”. Używając zwrotu „chcę dobrze spędzić mój czas”, o którym rozmawialiśmy na początku, sami wprowadzamy siebie w błąd. To budujące pozory określenie. Tak naprawdę, w decyzjach o tym, jak spędzam czas, bierze udział szereg niewidzialnych na pierwszy rzut oka uwarunkowań. Na co, komu, ile wystarcza „własnego” czasu jest pochodną narzuconych z góry ustaleń. „Twój czas” to wypadkowa społecznych mechanizmów oraz politycznych decyzji.

  • Dlaczego tylko soboty i niedziele są dniami wolnymi? Dla kogo?
  • Kto może wyjść z pracy do domu punktualnie, a komu „wypada” zostać dłużej?
  • Na którą trzeba pojawić się w szkole?
  • Jak długo może trwać (Twój) urlop ojcowski/macierzyński?
  • Jak możemy „zaoszczędzić sobie trochę czasu”? Kogo na to stać?

Krytycy społeczni pokazują nam mroczną stronę procesu organizowania społeczeństwa w czasie. Zauważają, że kolektywne wzorce temporalne mogą być po prostu źródłem dyscypliny. Często przyzwyczajamy się do niej tak bardzo, że przestajemy ją nawet zauważać. I tak: nauczyliśmy się żyć „pod zegarek”, dążyć do „efektywnego wykorzystania czasu”, realizować harmonogramy, nie kwestionować tempa czy ilości czasu wolnego, jaka nam zostaje.

Czas spersonalizowany czy czas wspólny?

Czy to jednak oznacza, że danych „z góry” wzorców temporalnych nie można negocjować? Można! Dlatego obserwujemy dziś dyskusję o elastycznych godzinach pracy, o skróceniu tygodnia pracy, o życiu zgodnie z indywidualnym chronotypem, a nie budzikiem. Postulujemy też alternatywne style życia, np. slow. Niektórzy przewidują, że trend ten będzie się umacniał, a sposób spędzania czasu będzie w przyszłości jeszcze bardziej spersonalizowany – dopasowany do danej osoby, a nie grupy. W filmiku Future of Time zobaczycie prognozę takiej właśnie przyszłości, w której ludzie uniezależniają się od społecznych ram czasowych. Każdy może wybrać, kiedy i co chce robić.

Inne głosy podkreślają jednak potrzebę powrotu do społecznej synchronizacji w czasie. Okazuje się bowiem, że narzucenie norm czasowych, które obowiązują wszystkich, naprawdę nam służy. Nie tylko dlatego, że wprowadza porządek do złożonego i dynamicznego życia współczesnych społeczeństw. Także dlatego, że synchronizacja wspiera dobrostan. Potrzebujemy, by inni robili w tym samym czasie to, co my. Pokazały to pewne badania[5].

Badania te dotyczyły samopoczucia Szwedów. Okazało się, że kiedy Szwedzi byli na wakacjach, korzystali mniej z antydepresantów. Co jednak ciekawsze, korzystali z nich jeszcze mniej, kiedy w kraju zwiększała się liczba osób równolegle mających urlop. Innymi słowy, stan psychiczny Szwedów poprawiał się, jeśli więcej osób miało wolne, w tym samym okresie. Efekt ten dotyczył także emerytów, którzy przecież nie musieli już brać przerwy od pracy! Byli szczęśliwsi, gdy więcej osób dookoła nich dysponowało czasem wolnym. Wniosek autorów badań był taki, że służy nam nie tyle poczucie większej „kontroli” nad „własnym” czasem, ale pewien narzucony, społeczny rytm, umożliwiający jego współdzielenie.  

Jesteś jeszcze? Idealnie. To już naprawdę końcówka! 😊

Inne kultury, inna relacja z czasem

Wiemy już, że na naszą, współczesną relację z czasem składa się m.in.: przyspieszenie, poczucie presji czasu, presja „dobrze spędzonego czasu” i „niemarnowania” go, mentalne podróżowanie po różnych perspektywach czasowych, ale też chęć kontrolowania czasu – na poziomie społecznym i indywidualnym: planowania go, zarządzania nim, organizowania. Musimy zaznaczyć, że takie abstrakcyjne rozumienie czasu, traktowanie go jako zasobu, a nawet towaru (oszczędzanie go, inwestowanie, „kupowanie”) i linearne jego ujmowanie (od przeszłości do przyszłości) jest europocentryczne. Jest charakterystyczne przede wszystkim dla zachodniego kręgu kulturowego. Czego możemy nauczyć się od innych kultur i społeczeństw? Jaka jest ich perspektywa na czas?

Mimo że w zglobalizowanym świecie, niektóre kulturowe różnice zacierają się, z ich odmiennego tła możemy nadal korzystać. Robimy to w wydanym właśnie zestawie kart: „Wcześniej, później, teraz – czas i ja”. Wspominamy w nim o innych sposobach rozumienia czasu niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Zegarki i kalendarze nie mają w tych podejściach priorytetu, a my zamiast kontrolować czas, jesteśmy w nim zanurzeni – poddani jego wpływom. W kartach przeczytacie więc m.in. o czasie zdarzeniowym, relacyjnym, cyklicznym czy spiralnym.

Co nas czeka?

W nowym zestawie poruszamy wszystkie wątki zawarte w tym tekście. Dodatkowo pytamy o Wasze konkretne wzorce temporalne: przekonania i praktyki dotyczące czasu, jakimi na co dzień żyjecie. Proponujemy ćwiczenia na bycie w czasie. Zauważamy kolektywne i indywidualne jego konteksty. Dajemy też praktyczne wskazówki.

Sprawdzamy, czego już dowiedziano się o czasie w nauce i dzielimy się tym z Wami. Jednocześnie pozostajemy ciekawe, co w tym temacie przyniesie przyszłość. Mamy nadzieję ożywiać myśli i poprawiać naszą oraz Waszą relację z czasem. To, co? Gotowi, by przyjrzeć się własnemu podejściu do czasu? Nurkujcie w karty! Nie ma na co czekać 😉


[1] H. Rosa (2013), Social Acceleration: A New Theory of Modernity.

[2] „Neuroscientists refer to it as the brain’s default mode, which is to say that we spend more of our time away from the present than in it. People typically overestimate how often they are in the moment because they rarely take notice when they take leave.” Dan T. Gilbert (2007), „Time Travel in the Brain”, Time

[3] Dan T. Gilbert (2014), It’s the End of The World as We Know It (And I Feel Fine), TEDxAcademy: https://www.youtube.com/watch?v=fle_FkILmEQ

[4] F. Zimbardo & J. Boyd (2009), „Paradoks czasu” oraz M. Stolarski i in. (2015), „Time Perspective Theory”

[5] Terry Hartig et al., “Vacation, Collective Restoration, and Mental Health in a Population,” Society and Mental Health 3 (2013): 221–36, za: O. Burkeman (2021), “Four Thousand Weeks: Time Management For Mortals”

Author Daria Jezierska-Geburczyk

psycholożka, kulturoznawczyni, założycielka Myślnika. Prowadzi indywidualne sesje psychologiczne, procesy rozwojowe w oparciu o narzędzia coachingowe, terapeutyczne oraz wiedzę naukową. Interesuje ją przenikanie narracji kulturowych i osobistych. Przygląda się szczególnie pracy - jej kulturowym uwarunkowaniom i indywidualnym sposobom przeżywania.

More posts by Daria Jezierska-Geburczyk
Dowiedz się pierwszy/a o premierze! Też nie możesz doczekać się zestawu kart dla rodziców? Zostaw nam swój e-mail, a poinformujemy Cię, jak tylko produkt pojawi się w naszym sklepie :)