o przegapianiu i rozpoznawaniu sygnałów ciała, a także o tym, jak wiele w nasze życie wnosi zdrowa relacja z nim, opowiada Zuza Sikorska (Bodythinking), terapeutka somatyczna.
Daria Jezierska-Geburczyk: Jesteś terapeutką somatyczną. Twoja praca polega na tym, by udrożniać i pomóc zrozumieć komunikację między ciałem, umysłem i emocjami. Jak to się stało, że zajęłaś się – jak mówisz – „wspieraniem ludzi w przywracaniu perspektywy cielesnej”?
Zuza Sikorska: Do wspierania, którym się dziś zajmuję, prowadziły różne zdarzenia. Długo, od dzieciństwa, uczyłam się śpiewu, który kochałam. Ten wątek śpiewania, jest dla mnie bardzo ważny, bo był istotną częścią w mojej relacji z ciałem. Potem poszłam w odwrotnym kierunku. Zaczęłam profesjonalnie zajmować się działaniami społecznymi. Prowadziłam warsztaty i wspierałam liderów społecznych w całej Polsce. Byłam napędzana misją, moje zaangażowanie było doceniane, ale cała ta praca koncentrowała się wyłącznie na tym, co intelektualne – polegała na wymyślaniu, gadaniu, pracy przy komputerze, bezustannych relacjach z innymi i na rzecz innych. Krótko mówiąc: dużo gadania, rozkminy i bezruchu, dodatkowo przeżywanych w bardzo dużym, często patologicznym stresie. I po pewnym czasie takiego funkcjonowania pojawił się psychosomatyczny kryzys. Równowaga mojego systemu się zachwiała. Zaczął się domagać uwagi, brakowało mu czegoś ważnego, a czegoś dostawał w nadmiarze. Dostawałam te komunikaty już wcześniej, ale długo udawało mi się je marginalizować i przegapiać, bo w ferworze „ważnej” pracy i wyśrubowanych oczekiwań, spychałam te komunikaty na dalszy plan…
DJG: O, zatrzymam nas na chwilę przy przegapianiu, bo myślę, że to coś, co większość z nas robi regularnie i warto sobie uświadamiać, jak to się dzieje. W jaki sposób, robiąc co dokładnie, przegapiamy komunikaty z ciała?
ZS: Z tym jest bardzo różnie, ale powiem o kilku powodach, które powtarzają się w często w naszych historiach. Nawiązując do mojej osobistej historii przywołanej przed chwilą: przegapiamy komunikaty z ciała, kiedy nasza uwaga pochłonięta jest realizacją celów. Często to cele zawodowe, a jeśli dodatkowo nasza praca jest doceniana, a już dbanie o siebie niezbyt, tak jak w mojej opowieści, to ta pokusa całkowitego oddania pracy jeszcze się wzmacnia. Ale ten rodzaj pochłaniającej koncentracji na celach może wydarzać się też w każdej innej dziedzinie, również w tak zwanym „rozwoju osobistym”. Polega na zaliczaniu kolejnych warsztatów, terapii, książek „rozwojowych” i programów „transformacyjnych”. Jak, żartem, nazwała to niedawno moja znajoma: „Mam zapierdol w wellbeing!”. Tymczasem, gdyby na chwilę wsłuchać się w ciało, czyli w siebie…
DJG: …Co można by usłyszeć?
ZS: Inne komunikaty, na przykład: „jestem bardzo zmęczona” czy „jestem sfrustrowana realizowaniem kolejnych punktów na tej rozwojowej liście… nie chcę jechać na kolejny warsztat. Chcę pobyć chociaż chwilę sama i wreszcie się wyspać”. Albo: „nie chcę niczego znów przepracowywać, chcę żeby ktoś mnie wysłuchał i posiedział obok, jak będę sobie płakać”. Cele są oczywiście bardzo ważne w życiu, ale już kultura super-produktywności i stawania się super-rozwiniętym-człowiekiem nie stoi w równowadze z dynamiką naszego cielesnego ja. Ta dynamika jest dużo bardziej procesowa… Lubię taki zapomniany czasownik „płożyć się”. Płożą się rośliny, rosnąc sobie na ziemi i sunąc sobie w swoim tempie. Nie mają konkretnego miejsca dojścia – rosną… I w moim przeżyciu to cielesne Ja raczej się płoży, niż odhacza punkty na listach zadań.
DJG: Idea płożenia bardzo mi się podoba! Ok, czyli pierwszy powód przegapiania sygnałów z ciała to nadmierna koncentracja na celach, zadaniach. Jakie są kolejne?
ZS: System edukacji i pracy, zorganizowany tak, że łatwo przegapiać czy wręcz, znieczulać się na te sygnały, żeby spełniać oczekiwania, wymagania i jakoś przetrwać…
DJG: Możesz podać przykład?
ZS: Ostatnio doradzałam korporacji, której pracownicy właściwie nie mają przerw między spotkaniami online. „Przeklikują się” z jednego w drugie, zazwyczaj spóźnieni, więc o chwili oddechu pomiędzy nimi nie ma w ogóle mowy. Co mnie zaskoczyło, spotkania odbywają się online, nawet jeżeli większość osób, które mają uczestniczyć w spotkaniu, jest w jednym biurze! Taka pozostałość po pandemii. Nie ma więc nawet tego symbolicznego przejścia z pokoju do sali spotkań, zahaczenia po drodze o toaletę czy kuchnię, w której można by odbyć nieformalną pogawędkę… Ludzie są tym trybem wyczerpani. Nie zmęczeni: WYCZERPANI i u granic swojej wytrzymałości. Pracuję też z takimi osobami w gabinecie. Praca zdalna wniosła więc, poza elastycznością, jeszcze więcej bezruchu, a stres przeżywany w bezruchu jest dla nas dewastujący. Taka utracona przerwa to moment, w którym wstajesz od biurka czy komputera, a więc wykonujesz sekwencję ruchów, otwierasz klatkę piersiową, prostujesz plecy, przenosisz wzrok z ekranu gdzieś dalej, może za okno i może na chwilę przestajesz go wyostrzać na detale, nieco rozmiękczasz. W przerwie możesz zmienić przestrzeń, masz większą szansę zauważyć to, co czujesz w ciele, choćby głód, zmęczenie, że dudni Ci w uszach od rozmów… Uważność na ciało, na nasz pierwszy dom, to baza uważności na siebie, swoje emocje i potrzeby. Na szczęście, tak jak w przypadku tej dużej firmy, świadomość ludzi wzrasta i pojawia się chęć zmian.
DJG: Będę drążyć, żeby unaocznić mnogość „opcji”. W jakich sytuacjach jeszcze przegapiamy sygnały z ciała?
ZS: W interakcjach z innymi ludźmi. Ten typ przegapiania jest mocno zakorzeniony w naszej kulturze, która uczy, zwłaszcza kobiety, bezustannie odrywać się od siebie na rzecz innych. Mamy problem z granicami, często nasze bycie z innymi to zlewanie się z nimi, nadmierna koncentracja na ich potrzebach i pomijanie własnych. Banalna sytuacja, która dzieje się teraz: jestem bardzo zaangażowana w naszą rozmowę, skupiona na Twoich pytaniach, koncentruję się, żeby to dobrze wyszło… myślę już nie tylko o Tobie, ale i o osobach, które będą to czytać…czy im się spodoba? czy to będzie jakoś użyteczne? Czuję, że mam wypieki, zaschło mi w gardle, no i mimo, że jesteśmy w środku rozmowy, a ja w środku zdania, zrobię pauzę… niespiesznie napiję się wody…
DJG: Neurony lustrzane zadziałały, ja też sięgnęłam po kubek!
ZS: …pijąc mogę poczuć chłód wody w gardle. Lubię ten moment, kiedy czuję, jak woda płynie sobie w moim ciele. Wezmę troszkę głębszy oddech. Poczuję, że jestem cielesna, a nie tylko zanurzona w tej interakcji z Tobą, z wyobrażonymi czytelnikami i czytelniczkami tej rozmowy…To może być ta mała pauza, w trakcie której przeniosę uwagę z nas i z Ciebie na swoje ciało i sprawdzę: jak się w ogóle czuję teraz? Jak mi jest w tej rozmowie, która trwa już jakiś czas? Czy jestem przy sobie? Czy mówię to, co serio czuję i czy nie skręcam za bardzo w kierunku wyimaginowanych oczekiwań? Często zastanawiamy się czy to profesjonalne poprosić o zwolnienie tempa, przerwę czy nawet zatrzymanie jakiejś interakcji, czy to wypada, jak to wpłynie na spotkanie…. Pojawia się: „bez przesady, przecież wytrzymam”. I to jest jeszcze jeden powód tego przegapiania, o które pytasz. Uczymy się tłumić nasze potrzeby, a one przejawiają się między innymi przez ciało. Przechodzimy ten trening bardzo wcześnie – już w przedszkolu, w szkole. Dlatego trudno jest potem znienacka powiedzieć, na przykład w środku wywiadu: „Dobra Daria, wiesz co, zróbmy 5 minut przerwy, bo potrzebuję napić się, rozprostować i chwilę odpocząć”.
DJG: Czyli przegapianiu sprzyjają kulturowe, systemowe uwarunkowania obecne w konkretnych okolicznościach i naszych przyzwyczajeniach. Jak zabrniemy za daleko, może pojawić się kryzys, o którym zaczęłaś mówić.
ZS: Tak. Jak opowiadałam wcześniej, dostałam silny komunikat, żeby się sobą zająć. Skorzystałam z pomocy psychiatrki i psychoterapeutki, która zwróciła mi uwagę, że warto, żebym zajęła się bardziej swoim ciałem, skoro ono gada do mnie tak intensywnie. Zaczęłam szukać, najpierw dla siebie samej, rożnych ścieżek, dużo się uczyłam, próbowałam różnych metod na własnej skórze, coraz więcej na ten temat czytałam. W końcu zamarzyłam o tym, żeby się dzielić z innymi, więc postanowiłam to studiować. Trafiałam na kolejne nauczycielki, nauczycieli i tak jestem tu dzisiaj.
DJG: Możesz więcej o tym poszukiwaniu kontaktu z ciałem opowiedzieć? Myślę, że Twoja historia może być wartościową podpowiedzią dla wielu osób, które chcą odnaleźć swoją drogę powrotną do ciała, ale nie wiedzą, od czego zacząć.
ZS: Każda historia jest inna, ale myślę, że warto zacząć od zaciekawienia ciałem. Słuchać jak przez nie gada nasza intuicja, wziąć na poważnie to, do czego nas z niejasnych powodów ciągnie, co nas intryguje, co nam się śni, za czym tęsknimy. U siebie obserwowałam na przykład, że na spotkaniach w mojej poprzedniej pracy mam rozhulaną fantazję. Siedzę na spotkaniu, kolejną godzinę rozmawiamy, dyskutujemy, wymyślamy, a jednocześnie moja wyobraźnia podrzuca mi bardzo żywe obrazy. Widzę w nich siebie, robiącą jakiś totalny parkour po tym pomieszczeniu. Wskakuję na stół, huśtam się na lampie, skaczę z niej na parapet, bawię się świetnie. Najpierw trochę mnie to zdziwiło, ale potem uznałam, że to ciekawe. Dotarło do mnie, że mam serdecznie dosyć bezruchu, że moja energia czuje się uwięziona, ale też, że za mało jest lekkości i zabawy w mojej codzienności. Miałam wtedy również intensywne sny, w których jestem w ruchu, wysoko w powietrzu, znowu dużo huśtania i do tego okazuje się , że ta aktywność to moja praca! Co najważniejsze, wykonując ją, czuję się absolutnie spełniona i szczęśliwa. Zaczęłam traktować poważnie te sny, szczególnie kiedy przyłapałam się, że zasypiając, mam nadzieję na ich powtórkę.
DJG: Czyli taki przekaz wyłaniający się z nieświadomości…?
ZS: Łatwo byłoby coś takiego zmarginalizować, uznać za śmieszne, niedorzeczne, ale ja zaczęłam tego słuchać i się tym interesować… W tym samym okresie moja mama znalazła gdzieś w domu i oddała mi moje opisowe świadectwa ze szkoły podstawowej. Wyłaniało się z nich bardzo wyraźnie, że chętnie i sprawnie wchłaniam umiejętności i wiedzę, jestem zaangażowana w lekcje, a nawet pomagam innym w nauce, pod warunkiem, że nie jestem zmuszona do ciągłego siedzenia w ławce. Przeczytałam to i potraktowałam jako kolejny kawałek układanki. Pamiętam, że patrzyłam na te świadectwa i zadawałam sobie pytanie, jak, mając na piśmie taką wiedzę na swój temat, mogłam wybrać siedzącą pracę? Był też taki moment w mojej pracy trenerskiej, kiedy zorientowałam się, że narzędzia, którymi dysponuję, już mi nie wystarczają. Coraz częściej miałam ochotę powiedzieć „Chodźcie, wstańmy!”. Coraz mocniej czułam, że jestem do czegoś innego. Wtedy już wiedziałam, że muszę coś zmienić.
DJG: Wow, to przeciekawe, bo wychodzi na to, że ciało-umysł próbuje do nas przemówić na bardzo różne sposoby. A po czym poznać, że samo ciało bardzo się już czegoś domaga?
ZS: Język cielesnego ja, to nie tylko język sygnałów z ciała – zmęczenia, napięcia, bólu – ale też język naszej intuicji i on nawija do nas cały czas. Ciało mówi pragnieniami, emocjami. Każda emocja ma swój komponent cielesny. Te komunikaty dobrze umieszczać w szerszym kontekście naszych myśli, nawyków, historii życia. Podam przykład: kilka lat temu, podczas kursu certyfikującego, bardzo chciałam wykonać pewną sekwencję ruchową. Zrobiłam to na siłę, przeforsowałam się i długo odczuwałam po niej ból. Zastanowiło mnie skąd ta presja we mnie i dlaczego ból poczułam dopiero po czasie? Czy to przypadkiem nie zdarzało mi się, na różne inne sposoby, już wcześniej? Złapałam się na tym, że powodem była niecierpliwość i ciekawskość. Kiedy jestem w coś wkręcona, czymś zafascynowana, nie zauważam niczego innego. Po tym doświadczeniu zaczęłam być bardziej uważna na takie stany wkręcenia, a mówiąc językiem ruchu, na charakterystyczny dla mnie “passion drive”, w którym przestaję mieć kontakt z samą sobą. Staram się też coraz bardziej dbać o to, żeby moja pasja była trochę bardziej uziemiona, zbalansowana z moimi możliwościami.
DJG: Możemy mieć różne aspiracje, ambicje, oczekiwania, własne czy zewnętrzne, a ciało bardzo je urealni. Nie wszystko możesz, nie wszystko się da, albo nie w tym czasie, nie teraz.
ZS: Tak. Ono jest niezłym nauczycielem równowagi.
DJG: To do uczenia teraz przejdźmy. Pojawia się u Ciebie ktoś i mówi „Coś jest nie tak, ale nie wiem co. Pomóż, wyjaśnij”. Jak reagujesz? Jak wygląda praca z Tobą?
ZS: Większość osób zaczyna, nie potrafiąc bardzo konkretnie wytłumaczyć czemu przyszli, bo nasz język dotyczący ciała i doświadczeń z nim związanych jest bardzo ubogi. Język to jeden z bardzo ważnych obszarów, którym zajmujemy się w trakcie spotkań. Rozmawiamy i ustalamy, czego taka osoba szuka. Potem sprawdzamy, czy jestem odpowiednią osobą do zajęcia się danym tematem, bo czasem to temat na psychoterapię, fizjoterapię albo dla lekarki lub lekarza. Wtedy oczywiście odsyłam taką osobę do innej specjalistki czy innego specjalisty. Jeśli decydujemy się pracować dalej razem, to sesje indywidualne są połączeniem pracy werbalnej i doświadczeniowej, cielesnej – w końcu to body-thinking, czas dla ciała-umysłu. Szukamy równowagi przez przywracanie ciału utraconej części przestrzeni. Zapraszam do różnego rodzaju doświadczeń, niekoniecznie w intensywnym ruchu. Często to są niesamowicie subtelne doświadczenia. Sporo pracujemy przez oddech. Od pierwszego spotkania mamy ustalone strategiczne kierunki pracy wynikające z potrzeb osoby, z którą pracuję, ale zawsze zaczynamy od tego, co jest w momencie rozpoczęcia sesji żywe.
DJG: Na przykład?
ZS: Pracowałam z osobą, dodam, że będącą jednocześnie w psychoterapii, która poszukiwała ulgi, bo za dużo brała na siebie. Doszłyśmy w trakcie praktyki do tego, że w ciele ta jej nadodpowiedzialność uwidacznia się m.in. poprzez trudność w opieraniu się. Praktykowanie opierania się jako świadomej akcji, to może z zewnątrz brzmi banalnie, ale dla tej osoby to było niewygodne, trudne. Zajęłyśmy się napięciami w ciele i emocjami, które pojawiały się w trakcie. Szukałyśmy nowych, bezpiecznych sposobów dojścia do stanu opierania się. Ostatecznie pozwolenie sobie na oparcie, puszczenie kontroli i odpoczynek było poruszającym doświadczeniem. A na poziomie pozawerbalnym przetarta została nowa ścieżka zachowania, inny sposób bycia…
DJG: Podrążę: z jakich powodów jeszcze można się u Ciebie pojawić?
ZS: Pojawiają się u mnie osoby, które z bardzo różnych powodów – od potrzeby wsparcia w radzeniu sobie z atakami paniki, do tematu granic w relacjach – zostały skierowane przez swoje psychoterapeutki, psychodietetyczki czy psychiatrki. Ciekawa rzecz, że te kierujące do mnie specjalistki to, do tej pory, zawsze kobiety!
Są też osoby, które przychodzą, bo czują, że nie mają „przepływu”, że jakaś część ich ciała jest odcięta. Niepokoi ich to, zastanawia. Brakuje im przez to przyjemności z ruchu, z bycia we własnym ciele.
Spora grupa to osoby, które przychodzą z jakiejś tęsknoty. Naprawdę doświadczają tęsknoty za czuciem się w swoim ciele swobodnie. Chcą zacząć rozumieć jego język, są zmęczone wstydem, którego doświadczają w związku ze swoim ciałem. Chcą się poczuć swobodnie, przestać się chować i bezustannie cenzurować.
Są też osoby, które czują, że to właśnie przez ciało będą mogły spotkać się z jakimś ważnym tematem – czasem dotyczy to szukania lekkości w życiu, czasem twórczości, która z cielesnym ja, ma bardzo wiele wspólnego, a czasem spotkania się ze swoją żałobą po stracie.
DJG: Cały wachlarz, a w nim temat, który mnie ostatnio bardzo interesuje. Na początku naszej rozmowy padło hasło „stawianie granic”. Czy i jak pracuje się przez ciało z ich odzyskiwaniem?
ZS: Żeby granice zacząć wyznaczać, potrzebujemy coraz lepiej siebie czuć, znać, coraz bardziej się w sobie osadzać. I po prostu ziomować się ze sobą. Pracujemy więc między innymi z przestrzenią wewnętrzną i zewnętrzną. Dzięki relacji z ciałem łatwiej jest poczuć sygnały, które pojawiają w określonych sytuacjach, kiedy nasze granice są przekraczane. Jak wspominałam, emocje mają silny komponent cielesny. Na poziomie intelektualnym mogę nie chcieć dopuścić do siebie tego, że ktoś moje granice właśnie naruszył. Bo to ktoś, kogo kocham albo ktoś, kto jest moim autorytetem, szefem. Ale emocje jasno dadzą znać, że coś nie gra. Mogę oczywiście stłumić swoją złość czy nawet wściekłość, szczególnie, że pewnie tego byłam uczona przez większość życia, ale to zaciśnięte gardło, nierzadko pięści, uczucie gorąca, które płynie w kierunku mojej głowy, może pomóc mi zauważyć, że jednak nie jest OK, nie jest ani miło ani fajnie – coś w tej sytuacji jest nie tak. Trochę od świadomości ciała do świadomości emocji, a stamtąd do refleksji, która może pomóc określić, co chcę i co mogę z tym fantem zrobić. Dlatego praca uwzględniająca ciało to szansa na świadomość siebie, ale też na zmianę wzorców zachowań.
DJG: Byleby tylko pozwolić sobie te emocje poczuć…
ZS: Dlatego coraz częściej przekonuję się, jak ważne jest budowanie wobec siebie łagodności i współczucia. Często mówimy do siebie, używając bardzo surowych słów i tonu. To spina, stresuje, gasi nas. Brakuje miejsca na spokój, wytchnienie, luz, zabawę, czułość. Na czysto intelektualnym poziomie zmiana takiej wewnętrznej narracji jest trudna, bo ma głęboki korzeń. Pracując przez ciało dochodzimy do takiego miejsca, gdzie doświadczenie łagodności wobec siebie nie jest intelektualnym konceptem tylko staje się poczute… Ludzie odkrywają, że głęboko w sobie, w swojej przestrzeni wewnętrznej, mają głos pełen miłości. To jest często ogromne zaskoczenie, że mają tyle łagodności, wyrozumiałości i współczucia dla siebie. To nie ja to dałam, ja nie mam takich mocy. To jest ich własne, bardzo intymne spotkanie ze sobą. Nie da się tego doświadczenia cofnąć z pamięci, bo zostaje świadomość, że ten głos ciągle tam jest. Teraz pozostaje decyzja czy chcemy go dopuścić i robić mu coraz więcej miejsca.
DJG: To jest bardzo wzmacniające usłyszeć, że przychodzi się do Ciebie po to, żeby odkopać coś, co się już ma, a nie żeby zdobywać… Z czym jeszcze wychodzą osoby, które przeszły proces bodythinkingu z Tobą? Co słyszysz od ludzi na koniec?
ZS: Przede wszystkim, że przez odbudowywanie relacji z ciałem odzyskują więcej wolności. Tej wewnętrznej, której nie możemy dostać od nikogo innego. Mówią też, że wraca do nich zmysłowa przyjemność z życia – z tych drobnych rzeczy, z których się ono składa: ruchu, śmiechu, ziewania, zapachów, dotyku, smaku… Ktoś powiedział mi, że odzyskał radość z gotowania i jedzenia. Inna osoba, że zrozumiała, że leżenie to bardzo konkretna i potrzebna czynność, a nie marnowanie czasu. Wiele osób mówi o większej lekkości, o dawaniu sobie prawa do zabawy i odpoczynku, o tym, że wreszcie mogą tańczyć bez wstydu, że byli w wesołym miasteczku, że wrócili do rysowania czy malowania. Łatwiej jest im się relaksować, odpoczywać, uczą się jak się uspokoić, wyregulować swój układ nerwowy, poczuć bezpieczniej. Co ważne wreszcie wyraźniej zauważają i lepiej rozumieją sygnały płynące od ciała. Zaczynają być na siebie uważni, bo pojawia się w nich taka podstawowa ciekawość siebie samych… Dużo, nie?
Możesz umówić się na sesję indywidualną do Zuzy, pisząć na adres: kontakt[at]myslnik.com.pl
Zuza Sikorska
terapeutka somatyczna, certyfikowana trenerka języka ruchu oraz świadomej pracy przez ciało i oddech. Prowadzi warsztaty i praktykę indywidualną w oparciu analizę ruchu (LBMS), terapię tańcem i ruchem (DMT), techniki oddechowe (Breath Integration), ucieleśnioną medytację (w nurcie uważności). Realizuje także szkolenia i warsztaty dla kolektywów, organizacji pozarządowych, instytucji publicznych i firm. Więcej: www.bodythinking.pl.