Czy jest wśród nas ktoś, kto nie ma w tym momencie przy sobie aparatu fotograficznego? Pewnie wszyscy pomyśleliśmy równocześnie o naszych telefonach komórkowych, za pomocą których nagrywamy filmy i robimy zdjęcia, ale również zapisujemy wszelkiego rodzaju notatki. Rejestrujemy wszystko. Po co? Pewnie żeby o czymś pamiętać, albo właśnie po to, aby na jakiś czas o czymś zapomnieć. Czy jednak zastanawialiście się, jak działa przypominanie sobie czegoś po czasie na podstawie własnych i cudzych zapisów oraz jaki ma to związek z poczuciem tożsamości?
Wszyscy doskonale znamy sytuacje, w których wspólnie z rodziną oglądamy zdjęcia z albumów, rozmawiając przy tym o naszej historii. Ten rodzaj osobistych pamiątek jest istotny dla naszych procesów myślowych, ponieważ wiąże się z naszą własną historią, a tym samym z naszą tożsamością. Takie spotkania stanowią kontynuację pamięci o rodzinie – i o nas samych. W naszej podświadomości to zawsze my jesteśmy w centrum historii – nazywamy pokrewieństwo, uznając siebie za punkt odniesienia, porównujemy podobieństwo wizerunków z naszym własnym wyglądem twarzy, określamy przeszłość i przyszłość względem chwili, w której jesteśmy teraz. To sprawia, że zastanawiamy się, jak w takim razie ustalić naszą tożsamość na podstawie fotografii rodzinnych. Czy na zdjęciach oglądamy siebie ciągle tych samych czy wciąż zmieniających się? Czy to nadal w ogóle jesteśmy my?
Zróbmy jednak krok dalej. Prezentuję Wam ćwiczenie z instrukcji obsługi sztuki z kompendium „Do it”[1], zmienione przeze mnie pod realia współczesnych czasów.
[1] Wybierz kilka swoich fotografii rodzinnych (z albumu, z folderów komputera lub telefonu). [2] Skopiuj je, jeśli są to fotografie analogowe, albo wydrukuj je, jeśli są to fotografie cyfrowe. [3] Podaruj je komuś ze swoich znajomych. [4] Niech znajomy zrobi to samo ze swoimi fotografiami rodzinnymi wobec Ciebie. [5] Oglądajcie fotografie rodzinne, którymi się wymieniliście, samodzielnie w wolnych chwilach, a w wybranym przez Was momencie podzielcie się wzajemnie swoimi przemyśleniami.
Sprawdźcie, co i jak pamiętacie, jeśli uruchamiacie swoje wspomnienia na podstawie fotografii rodzinnych innych osób. Jak bardzo utożsamiliście się z nieznanymi obrazami? Czy w jakimś stopniu stały się częścią Waszych własnych myśli?
Jest to okazja, aby zastanowić się nad tym, że dla naszego mózgu najważniejsze jest nie statyczne magazynowanie zwykłych wspomnień, lecz zmienianie ich znaczenia na istotne dla naszego poczucia tożsamości w momencie, w którym jesteśmy teraz. Ten efekt potęgują współcześnie media elektroniczne. Decydują o tym, jak działa nasza pamięć, gromadząc treści audiowizualne – obrazy i dźwięki, które są przetwarzane przez nasze umysły podczas wszystkich etapów pamięciowych. Narzędzia rejestrujące, takie jak telefony komórkowe, wykorzystujemy na zasadzie zastępowania naszych naturalnych procesów pamięciowych – używamy kamery, aparatu, dyktafonu, aby uwiecznić to, co widzimy i słyszymy, zapisujemy notatki, aby nie stracić tego, o czym akurat myślimy. Używanie tego rodzaju sprzęt współdziała więc z naszą percepcją świata i nas samych.
To zjawisko znane jest również w masowej kulturze audiowizualnej posługującej się swoistą projekcją, której wszyscy jesteśmy częścią. W końcu każdy z nas nie raz podczas seansu w kinie roześmiał się lub rozpłakał się, widząc, co dzieje się u głównego bohatera filmu. I chociaż jesteśmy świadomi tego, że wydarzenia, które oglądamy, nie są naszymi przeżyciami, to jednak nasze ciało zachowuje się w bardzo określony sposób. Utożsamiamy się z historiami, które uważamy po części za wspólne z naszymi, przeżywając je jak nasze własne. Czy możemy więc uznać, że w tym przypadku granica między prawdziwym a fałszywym doświadczeniem jest zachwiana? Jeżeli chociaż przez chwilę zastanawialiśmy się, czy nasze wspomnienie jest naszym własnym, czy czymś, co tylko widzieliśmy w filmie, możemy nazwać to pamięcią protetyczną[2], czyli związaną ze wspomnieniami osobistymi wytworzonymi poprzez doświadczanie wydarzeń produkowanych przez masową kulturę audiowizualną, których sami nie przeżyliśmy.
Ponownie więc zastanawiam się nad naszymi telefonami komórkowymi, których używamy podobnie jak protez zastępujących braki w funkcjonowaniu naszej pamięci. Zapisujemy w pamięci narzędzi rejestrujących mnóstwo informacji, a w przypadku korzystania z mediów elektronicznych, tych prywatnych i tych ogólnie dostępnych, wyodrębnienie swoich własnych myśli spośród mnogości bodźców może stanowić pewien problem. Warto jednak zastanowić się, na ile zapisywanie i wykorzystywanie informacji przy użyciu tego rodzaju sprzętu jest skutecznym uzupełnieniem naszej niedoskonałej cielesności.
Rzeczywiście, być może nasze organizmy nie zawsze działają perfekcyjnie jak komputery, jednak nasz mózg właśnie poprzez to, że nie gromadzi bezmyślnie informacji, lecz decyduje o ich twórczym przekształcaniu, świadczy o wyjątkowości umysłu każdego z nas. O relacji naszego indywidualnego odczuwania i mnogości bodźców we współczesnym świecie rozważa również znana krytyczka sztuki Susan Sontag: „Nasza kultura opiera się na nadmiarze, nadprodukcji, w rezultacie czego nasze doświadczenie zmysłowe stopniowo coraz bardziej traci na wyrazistości. […] Musimy się nauczyć więcej widzieć, słyszeć i odczuwać”[3]. Nasze percypowanie otaczającego nas dzisiaj świata powinno być szczególnie uważne, aby w całej różnorodności komunikatów być jak najbardziej świadomym swojego własnego niezależnego „ja”.
[1] Jest to pomysł kuratorski przeznaczony dla wszystkich na realizowanie zadań wymyślonych przez artystów z całego świata. Ch. Boltanski, Instruction (1993), [w:] Do It: The Compendium, red. H. U. Obrist, Independent Curators International, Nowy Jork 2013.
[2] Antropologia kultury wizualnej. Zagadnienia i wybór tekstów, red. I. Kurz, P. Kwiatkowska, Ł. Zaremba, Warszawa 2012.
[3] S. Sontag, Przeciw interpretacji i inne eseje, Kraków 2012.