0

Koszyk

Jedni potrzebują Vina Diesela, najlepiej głośno i na wielkim ekranie, aby się nie nudzić. Drudzy nie mogą usiedzieć z wrażenia, podczas słynnej* sceny ze świeczką w “Nostalgii” Tarkowskiego. Trzeci z kolei nie wiedzą gdzie uciec wzrokiem, gdy słyszą późne utwory Pendereckiego, a czwarci** potrafią zasnąć na koncercie w kilkudziesięciutysięcznym tłumie.

Czemu służy ta wyliczanka? Aby podkreślić, że nie istnieje uniwersalny wymiar nudy i zależy od indywidualnych preferencji. A jak w ogóle to jest z tą nudą? Dobra jest czy zła? Potrzebujemy jej w życiu czy unikać za wszelką cenę?

Jeden rabin powie tak, drugi powie nie

Nuda to zjawisko stare jak świat, a przy okazji interpretowane przez większość dziedzin nauki. Biologowie szukali jej genezy w procesach chemicznych naszych mózgów. Socjologowie analizowali jej wpływ na ludzkie relacje, a filozofowie dumali czym właściwie nuda jest i jak napędza (lub opóźnia) nasze postrzeganie świata. Wszyscy zgodni są tylko co do kilku kwestii – nuda istnieje i jest elementarną częścią naszego życia. Powinniśmy więc zapytać: czym nuda jest dla nas?

Wielu myślicieli dostrzegało w nudzie siłę sprawczą działań ludzkości. Bertrand Russell przekonywał, że nuda jest jedną z wielkich motywacyjnych sił we wszystkich epokach historycznych. Fryderyk Nietzsche napisał z kolei, że

“Przeciwko nudzie nawet bogowie walczyli daremnie”[1],

co ładnie współgra ze słowami Kierkegaarda, że

„Bogowie nudzili się, więc stworzyli człowieka”.

Nieco inne stanowisko prezentuje Philip Zimbardo, autor słynnego stanfordzkiego eksperymentu więziennego. Profesor sprzeciwia się prezentowaniu nudy jako stanu pożytecznego. Twierdzi, że “to, czego potrzebujemy, a co niesłusznie nazywane jest nudą, to czas dla siebie, spokojna chwila na refleksję, zwolnienie tempa. Taki czas, w którym nie musimy pędzić, lecz możemy pomyśleć, bez pośpiechu poddać refleksji siebie i świat, to nie jest nuda. Nuda oznacza brak zaangażowania, swego rodzaju wykluczenie, stan, gdy nic nas nie cieszy, nic nie pociąga, nic nie jest dla nas istotne”.

Norweski filozof Lars Svendsen podszedł do zagadnienia nudy z szerszej perspektywy i zauważył, że nuda jest zjawiskiem, którego zrozumienie okazuje się kluczowe w rozpatrywaniu całej współczesnej kultury[2].
Z jednej strony nuda może zostać rozpoznana jako brak – brak ruchu, wydarzeń czy zmian. Z drugiej zaś, nudę można łączyć się z doświadczeniami nadmiaru i przesytu, które powodują otępienie i brak reakcji organizmu na kolejne bodźce.

Złoty środek między nadwyżką, a niedoborem nudy

Nuda jest potrzebna w naszym życiu, tak samo jak odpoczynek po pracy czy syty obiad po treningu. Uważam też, że nuda to potężna siła, której się nie docenia, a co gorsza bagatelizuje. Ponudzenie się owszem może dać ukojenie przebodźcowanemu od wrażeń mózgowi, gdy się potrafi na przykład medytować. Jednakże przedawkowanie nudy, szczególnie usystematyzowane, może doprowadzić do przeniesienia środka ciężkości w ośrodku nagrody, który jest odpowiedzialny za dystrybucję dopaminy. Za przykład, nieskromnie, podam swoje prywatne doświadczenia.

Gdy po całym dniu pisania pracy magisterskiej mój mózg parował, zamykałem książki i całkowicie zmieniałem scenerię. Ponieważ byłem przeciwnikiem “słodkiego nicnieróbstwa”, czym jest dla mnie na przykład seans “Szybkich i wściekłych”, starałem się nudzić bardziej kreatywnie. Otwierałem więc Wikipedię i zaczynałem surfować. To naprawdę świetna sprawa, gdy zaczniecie od niewinnego hasła “życie”, a zatrzymacie się przy “Roszczeniach terytorialnych na Antarktydzie”. Każda taka sesja kończyła się co najmniej kilkunastoma otwartymi zakładkami, które zostawiałem do przeczytania na później. Gdy następnego dnia planowałem od czego zacząć pracę, to musiałem przecież dokończyć wczorajszą lekturę, aby rozpocząć “na czysto”. Raz było to pół godziny, a raz dwie. Nie włączała się jednak lampa ostrzegawcza, jakobym trwonił czas. Przecież “Roszczenia terytorialne na Antarktydzie” to ważna i nader ciekawa sprawa, prawda? W stosunkowo krótkim czasie doprowadziłem do sytuacji, w której “kreatywna nuda” stała się elementem pracy, więc mój układ nagrody, nagradzał mnie strzałami dopaminy za wykonaną pracę. Szkoda tylko, że kosztem REALNEJ pracy.

Zdiagnozowanie problemu i uporanie się z nim kosztowało mnie trochę czasu. Jednakże moją największą życiową lekcją tego doświadczenia jest świadomość, jakie są konsekwencje niedoceniania nudy oraz bycia aktywnym za wszelką cenę. Zaakceptowałem nudę w swoim życiu i staram się ją traktować, jako zdrową odskocznię od całkowitego skupienia. Podobnie jest przy doborze filmów: Po filmie z Dieselem pragnę się powysilać z Tarkowskim. Natomiast po Tarkowskim mam ochotę odpocząć z Dieselem. Złoty środek między nadwyżką, a niedoborem nudy.

Potrzebujemy różnorodności

Czasami znajdujemy się w silnie stymulującym otoczeniu, gdzie wszystko w nas aż pulsuje i potrzebujemy się odciąć. Innym razem znajdziemy się w sytuacjach, które tej stymulacji nie dostarczają i aż nas nosi, aby coś zrobić. Nuda rozumiana jako brak stymulacji sensorycznej jest jednocześnie naszym mechanizmem obronnym, jak i ośrodkiem mobilizującym. Nie potrzebujemy zabijać nudy za wszelką cenę, ani tym bardziej zanudzać się na śmierć. Nuda nie jest ani dobra, ani zła. Nuda po prostu z nami jest i jak we wszystkim w życiu, potrzebujemy jej balansu i różnorodności.

Osobiście najbliżej mi do interpretacji Nietzschego, który pisał, że dla wszystkich duchów kreatywnych i wynalazczych nuda jest bardzo ważna, bo jest taką ciszą przed burzą. Że oczyszcza atmosferę i pozwala nam za chwilę zobaczyć wszystko szerzej. Jednakże ten sam niemiecki filozof napisał, że

“ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie”[3].

Grafika z zestawu „Poszukiwania Tożsamości”

*W finałowej scenie “Nostalgii”, główny bohater zapala świeczkę i przez 9 minut i 10 sekund idzie z nią, usilnie starając się, aby nie zgasła z powodu deszczu i wiatru. Należy dodać, że scenę wykonano w formie “tracking shota”, czyli jednego, przeraźliwie długiego ujęcia.

** W 2013 roku zasnąłem na koncercie Massive Attack podczas festiwalu Opener.


[1] F. Nietzsche, Antychryst, tłum  E. Kireszura, Warszawa 2015, s. 68.

[2] L. Svendsen, A philosophy of boredom, tłum. J. Irons, Londyn 2005, s. 7.

[3] F. Nietzsche, Poza dobrem i złem, tłum. S. Wyrzykowski, Warszawa 2010, s. 178.

[4] W kolażu wykorzystano zdjęcie morza Elżbiety Adamskiej z Magazynu TUU 014, zdjęcie gór Zachary Snellenberger z Magazynu Label 1/35/19

Author Damian Nowicki

Absolwent Filozofii oraz Filmoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, jak również Polskiej Szkoły Reportażu w Warszawie. Z zawodu event manager. Po godzinach pisze, słucha post-rocka i bada czy kino superbohaterskie podzieli los westernów. W życiu szuka złotego środka między klasyką, a popkulturą.

More posts by Damian Nowicki
Dowiedz się pierwszy/a o premierze! Też nie możesz doczekać się zestawu kart dla rodziców? Zostaw nam swój e-mail, a poinformujemy Cię, jak tylko produkt pojawi się w naszym sklepie :)