…by zacząć!
Ten krótki artykuł rzuca okiem na dobrze nam znane, oswojone, powtarzane lub często spotykane trzy postawy, wyrażające się w sformułowaniach: „jakoś to będzie”, „od przybytku głowa nie boli” oraz „wiem swoje”. Uwaga, spoiler – przyjęta na nie w tekście perspektywa jest zupełnie na opak. Zachęca do spojrzenia szerzej i głębiej na zakodowane w języku znaczenia, ograniczenia, ryzyka lub ukryte intencje. Komentuje (polską) współczesność.
Postawy te stały się dla mnie dobrym pretekstem, by opowiedzieć o tym, po co jest Myślnik i dlaczego działa – coś od czego warto zacząć 😉
„Jakoś to będzie”.
Czyli polska wersja hygge. Oswojona. Uspokajająca. Dodawająca otuchy, a czasem odwagi. Kiedyś urzekła mnie książka Wydawnictwa Znak o takim właśnie tytule „Jakoś to będzie. Szczęście po polsku”. Jest w niej wiele o tym, jakim jesteśmy narodem, co nam wychodzi, a co nie, w których konwencjach się odnajdujemy. Chcąc więc uchronić się przed (typowo polskim) narzekaniem, powiem tylko że (typowo polskie) „jakoś to będzie” to za mało. Czasem jest krzepiące i potrzebne, ale często zwalnia z odpowiedzialności. Osłabia wewnętrzne poczucie kontroli. Przedawkowane grozi wyuczoną bezradnością. Jakoś nie będzie. Wiadomo, że nie na wszystko mamy wpływ (!), ale na wiele rzeczy moglibyśmy mieć znacznie większy. Jako społeczeństwo musimy zacząć żyć bardziej świadomie, interesować się wspólnymi sprawami i intensywniej działać na ich rzecz. Teraz.
„Od przybytku głowa nie boli”.
W dzisiejszych czasach tak. Przyrost informacji przerasta nasze kognitywne możliwości. W ich zalewie trudno odnaleźć nurt własnych myśli. Szczególnie, że na suchy brzeg trzeba przedzierać się przez morze fake newsów i fale social mediowych autoprezentacji. Wychodzi na to, że wszystkie informacje powinniśmy przesiewać, sprawdzać dwa razy. Wszystko o wszystkim powinniśmy wiedzieć, żeby podejmować dobre decyzje i jeszcze rzetelnie weryfikować źródła swojej wiedzy, zanim komuś uwierzymy czy dokonamy wyboru. Jak tu żyć? Niestety nie ma łatwej odpowiedzi. Przyrost (lub przerost) informacji nie zwalnia nas bowiem z obowiązku myślenia. By uchronić się przed poważniejszymi – niż ból głowy – konsekwencjami informacyjnego przybytku, najlepiej jest się chyba w niego zanurzyć. Sięgać do różnorodnych źródeł wiedzy, pytać, wątpić i nie bać się zmiany zdania. Czasem damy wprowadzić się w błąd. Ale myśląc samodzielnie i krytycznie, możliwie szybko to zauważymy. Ostatecznie to, komu i w co wierzymy, to nasz wybór i nasza odpowiedzialność.
„Wiem swoje”.
To zdanie właściwie wyczerpuje temat, kończy rozmowę. Często pada, bo jest czyjąś ostatnią deską ratunku. Chroni przed przyznaniem się do niewiedzy, przed niepewnością związaną z faktem, że świat nie zawsze jest czarno-biały. Świadczy też o tym, że nie umiemy dyskutować, akceptować innych poglądów, twórczo się nie zgadzać, dojrzale bronić swojego zdania. Jeśli spojrzy się na „wiem swoje” w ten sposób – czy dyskusja dopiero się nie otwiera?
